niedziela, 27 maja 2018

Początki

ROZDZIAŁ 12 Początki
Woltomir

Xan była ostatnio zapracowana. Trzeba było dopracować wszystko do ostatniego guzika, inaczej plan się nie uda. Najpierw dała zadanie Nunerowi, upadłemu aniołowi z gildii, by poszybował w stronę Wargh. Xan wyczuwała mniej więcej miejsce pobytu Baala, gdyż była najbliżej niego kiedy dowodził gildią i trzymała go w ramionach kiedy wydawał ostatni dech. Jego energie potrafiła wyczuć na odległość. Chociaż to była energia odmieniona – szukająca zemsty. Potrafiła również wyczuć każdego klanowicza, gdyż łączyły ją z nimi nici astralne, które pozwolili sobie założyć.

Żonkil


Żonkil

Za oceanem dawnych wspomnień
Kryje się kwiat
Zakwitły żonkil
Zostanie na zawsze kwitnącym

Za oceanem dawnych historii
Kryją się kartki
Rozwiane, zżółkłe
Ale nie jak żonkil


Cofnij

sobota, 19 maja 2018

Źródło życia


ROZDZIAŁ 11 Źródło Życia
Woltomir

Satyr został gwałtownie wyrwany ze swojego snu przez Xan. Gnom obudził się po nim i zagrodził drogę wampirzycy, by chronić swojego pana.
- Spadaj knypku bo cię zjem. – powiedziała do gnoma. – A do ciebie mam misję. Udasz się na pola Thor, poszukasz obozowiska centaurów. Zrobisz tam czystkę wśród pomiotu Baal Hanana. Masz tu butelkę. Tą butelką złapiesz dymnych ludzi. Dzięki magom mamy tak wspaniałą broń.

Do poetów


Do Poetów

Do Poetów
Kto jest jajkiem, a kto kurą?
Kto jest w wierszach górą?
Czy Szymborska, czy anonim
Poeta się nad wierszem głowi.
Jak napisać go ładnie
Jak wyrównać składnię?
Jak zachwycić czytelnika,
By ten pod sufit fikał?
Tego nie wiedzą filozofy
Od papierków, od roboty.
Niech poeci się nie kłócą
Dawne dni już nie wrócą.
Jednak kto komu zabrania
Sztukę rymów miłowania?
Kto jest jajkiem, a kto kurą?
Kto jest w wierszach górą?


Cofnij


niedziela, 13 maja 2018

Przeszpiegi

ROZDZIAŁ 10 Przeszpiegi
Woltomir

Tego dnia Woltomir nie zasnął. Opłakiwał zbezczeszczoną Kirei Neko. I to, że był tym, który unicestwił jej ciało. Ale nienawiść brała górę nad smutkiem. Nienawiść do Baal Haanana i do tych, którzy mu pomagali. Tych wszystkich chorych gnomów, które mordowały mieszkańców lub zamieniali ich w nieumarłych za pomocą pożywienia zatrutego płynem Neko.
Duch musi mieć jakiś popleczników wśród żywych. Gnomy, ogry, może mroczne elfy… Bo magia Baala była jak najbardziej mroczna. Nekromancja. A drowy były w części nieumarłe. „To do niczego nie prowadzi, to rozmyślanie” Pomyślał Wolt i spróbował zasnąć.
Zmęczony walką i ranami, które dzięki darowi zasklepiały się szybciej, ale wymagały więcej energii, zasnąłby szybko, gdyby nie kroki dobiegające z wejścia do jaskini. Był to gnom, który uciekł. Prawdopodobnie chciał pozbierać złoto swoich towarzyszy. Satyr doskoczył do niego i obnażył zęby.
– Gadaj kto was wynajął albo skręcę ci kark… – Zawarczał satyr.
– Nie bij, szuruburu, gnom przyjaciel, szuru, nie lubi złe elfy. Gnom głębinowy jest. Nieeewolnik. – Satyr patrząc wstecz na swoją niewolniczą przeszłość, trochę mu współczuł.
– Czemu nie miałbym wbić ci się w szyję i wypić twą jałową krew? – spytał obnażając kły satyr.
– Gnom przyjaciel szuru, przyprowadzi coś na ząb, buru, powie sekrety, szuruburu.
– Najpierw sekrety. – wampir zgłodniały krwi, postanowił zaufać gnomowi. – Później – oblizał się – coś na ząb.
– My… Oni chcieć zaatakować miasto Darkhberg, szuru i zamek, buru Bractwa Mroku, dlatego zbierać ghule z wiosek, szuruburu.
– A co z Mrocznymi Krukami? – dopytywał się satyr.
– A to ono nie upaść szuruburu? – dziwne, ale zobaczył uśmiech u gnoma.
– Nie, twierdza nie upadła, za mało ghuli wysłaliście.
– Mój błąd, szuru. – znowu się uśmiechnął. – celowy, buru. To była wioska gdzie zbiegła księżniczka z ukochanym satyrem, szuruburu. – Na twarzy Wolta pojawiło się duże zdziwienie.
– Księżniczka i satyr. Ja jestem ich synem. Co jeszcze wiesz.
– Mój ojciec Dwigleidrhilin pomagać im w ucieczce, szuru, niestety… złe elfy… – zrobił smutną minę –  Matka Qwistrunmfalia otrzymała wiadomość od kruka, szuru, gdy skończyłem 25 lat, buru. W liście była napisana twoja historia od upadłego anioła Naamah, szuruburu.
– Skąd Naamah mogła wiedzieć?
– W końcu być anioł przed upadkiem, szuru. Potrafić zaginać czas i przestrzeń, buru. W sumie to twój anioł stróż, szuruburu.
– A co ze złymi elfami? Kim one są? I czemu pomagają Baalowi? Czy są w pobliżu?
– To drowy z sekty wyznawców Berita1, szuru, drowskiego odpowiednika Baala, buru. O ile wiem, szuru kryją się w jaskiniach do mroku, buru. Nie chcą niszczyć swoich mrocznych zbroi, szuruburu.
– Dobra robota możesz poszukać coś na zakąskę. Lecz jak uciekniesz wytropię cię w nocy i wyssę. – Puścił gnoma i pogrążył się w rozmyślaniu. „Podsumowując gnomy pomagają elfom, a elfy Baalowi. Ogra pewnie też gdzieś zwerbowali. Muszę w ciągu tej nocy dopaść gnomy, które udają się z zatrutym jedzeniem do Darkhberg i ewentualnie zaalarmować Bractwo Cienia i Mroku o tym co się dzieje.” Po kilku godzinach, gdy satyr już powoli tracił nadzieję na posiłek, gnom przyprowadził ze sobą owieczkę. Wolt nie wahając się wyssał całą jej krew.
– Powiedz – zwrócił się do gnoma – jak się nazywasz i czemu dołączyłeś się do tej bandy drowów.
– Infrr… Infilrtrowacja…
– Infiltracja. Szpiegowanie.
– Tak, przeszpiegigowanie. Szuruburu. A gnom ma imię Wtridghswawilth. Możesz mnie zwać Trid-Waw.  Część drowów wierna tradycji czczenia Lilith, szuru, matki demonów. Kazała Wawowi odkryć plany Beritów, buru. No i jestem tutaj, szuruburu. –
– Jak się ściemni. To zabiorę cię ze sobą. Odbędziemy długą podróż.
Na szczęście podczas ostatniej wędrówki nie spotkał żadnego Berity, pewnie za szybko biegł. Czuł jednak że to się zmieni. Słońce zaszło. Wziął pod pachę gnoma i udał się w kierunku miasta Darkhberg.
W trakcie biegu, zwiadowcy drowów, którzy go wczoraj zauważyli, ale nie strzelali bo za szybko się poruszał, tym razem byli gotowi do strzału. Coraz inna strzała świstała koło uszu Woltomira. Na szczęście wampir był na to przygotowany. Dzięki ostremu słuchowi mógł unikać strzał i jak tylko usłyszał jakiś świst skierowany w jego stronę robił unik. Zwiadowcy musieli sobie pluć w brodę. Gdy satyr się męczył, atakował z doskoku nieuważnego elfa, który za bardzo się wychylił i wypijał trochę krwi. Robił to we mgle, żeby inne drowy nie mogli go namierzyć. W końcu po godzinie ostrego biegu, zobaczył coraz bardziej wyraźne ślady gnomów i ghuli oraz jednego ogra.
– Słuchaj Trid-Waw. Musisz się ukryć, bo to co się teraz stanie będzie niebezpieczne.
– Gnomy umieją kopać, szuru, Waw się skryje, buru.
Woltomir popatrzył chwilę na zakopującego się gnoma i ocenił, że dość dobrze opanował sztukę kamuflażu. Wtem usłyszał napięcie kilku cięciw na raz. Zanim strzały dotarły do niego skoczył. Nogi wyćwiczone w skokach i na pracach w polu poniosły go daleko w górę. Wolt zamienił swoje ciało w kilka dużych nietoperzy, które zaatakowały zwiadowców. Każdy nietoperz upił krwi i zaaplikował drowom truciznę, po której elfy w spazmach osuwały się na ziemię. „To były jedyne elfy, które znalazłem. Dowódca elfów uciekł. Ale w którą stronę?”
Po przemianie w ciało, wampirowi przybyło trochę energii, ale potrzebował jej więcej by poradzić sobie z resztą gnomów i ghuli. A ponadto zwiadowcy, którzy strzelali do niego, pewnie teraz są w drodze. Pierwsza grupa powinna przyjść za pół godziny. I tak cyklicznie. Wolt spił krew wszystkich drowów jakich zatruł i mógł zająć się z doskoku ożywieńcami. Wysłał mgłę i ścinał głowy truposzy jedna za drugą. Gdy skończył i mgła odpłynęła, zauważył gnoma idącego w jego stronę.
– Przestań zabijać. Bo mamy jeńca i nie zawahamy się go zabić. – Okazało się że w czasie, gdy Wolt był zajęty walką, jego mały przyjaciel przekopał się do obozu wroga, by przekonać gnomy by przestały być sługusami drowów. Jak widać nie udało mu się. Może nie do końca, bo wampir zauważył, że gnomów jest mniej niż śladów. Zauważył też, że obóz jest pilnowany tylko przez jednego ogra2 i kilka gnolli3.
– Mój przyjaciel mówił wam o wolności prawda? Nie ma już elfów ani ożywieńców, przynajmniej na razie. Co was powstrzymuje, żeby ją sobie wziąć?
– Ogr nas powstrzymuje i jego sługusy. – zasmucił się gnom. – I wcale nie chcemy zabijać, zmuszano nas.
– To może ubijemy interes? Zabije ogra i gnollle, a wy puścicie przyjaciela i odejdziecie wolni.
– Możesz wyzwać dowódcę na pojedynek. – powiedział jeden z nich ucieszony.
– Idź i mu to powiedz. Inaczej wszyscy zginą. – gnom ze łzami w oczach pobiegł do olbrzyma i został rozgnieciony maczugą. „Czyli się zgodził” Pomyślał Woltomir i wkroczył do wrogiego obozu. „10 minut do przybycia pierwszych drowów.” Ogr zmienił broń na wielki dwuręczny tasak, który mógł trzymać w jednej ręce. Woltomir zawył i podbiegł błyskawicznie do ogra. Ogr zaskoczony, że taki mały człowieczek szarżuje wprost na niego zamachnął się tasakiem i… trafił. I Choć Woltowi udało się zrobić unik cięcie przebiegało od lewego ramienia do prawej strony kości udowej. Jakimś cudem serce pozostało nie tknięte. Dzięki pędowi satyra miecz mógł się zagłębić w serce ogra. Wampir padł na cielsko nieżywego ogra.
– Wampir wygrać walkę, szuruburu! – Darł się Trid-Waw – on naszym nowym dowódcą, szuruburu! – Gnolle i gnomy opadły na kolana. „A więc jestem nowym dowódcą.” Gnomy, które uciekły, kiedy przyszedł Waw, wróciły do obozowiska. „Mam całkiem niezłą armię. Jeszcze mam trochę czasu zanim przyjdą mroczne elfy” Wolt usiadł na ogrze i powiedział.
– Meldujcie jakie mamy siły.
– Pięć gnolli, czterdzieści trzy gnomy i sześć psów strażniczych. – Powiedział jeden z gnolli
– Dwa psy koło obozu. Dać mi tutaj, jednego gnolla i 3 gnomy. Będzie mi potrzebna wasza krew jeśli mam walczyć. Uformować drużyny po dziesięć gnomów, jednego gnolla i psa. Dwie drużyny mają patrolować, a dwie zostają w obozie. Jak zobaczycie Mroczniaków wysłać jednego gnoma do mnie i grać na czas. Jak wejdą do obozu zaatakujcie. – Powiedział Woltimer i wypił po 1/3 krwi ofiar, które należały do jego nowej drużyny.
– A ja, panie, szuruburu?
– I uwolnić Trid-Wawa. – Dzięki ofiarom jego zdolność regeneracji przyspieszyła, lecz nadal musiał poczekać około pół godziny zanim będzie cały zdrów. W ciągu pięciu minut wszystko się wyjaśni. Tym którzy zostali, kazał postawić ciało ogra na tronie. Sam wszedł kuśtykając do namiotu wroga. Biodro bolało go i nie mógł użyć szybkiego biegu. „Mam nadzieję że plan zadziała”.
Zaczęły przychodzić pierwsze meldunki. Gnomy powiedziały że pierwszych pięciu zwiadowców doszło, a wraz z nimi dowódca elfów. Gnomy mówiły też, że gnolle zachowały wierność nowemu panu i odwlekały jak mogły przybycie elfów do obozu. Mówiły, że ogr zabił wampira. „Oby w to uwierzył.” Psy zaczęły szczekać. Rana prawie się zasklepiła. Dowódca elfów przybył i zobaczył ogra na tronie. Pięciu zwiadowców przybyło pod obstawą dwóch gnolli i 20 gnomów.
Woltomir z namiotu obserwował jak zaczęła się rzeź. Dwóch gnolli poderżnęło gardła zwiadowców. Zostało jeszcze trzech i dowódca. Połowa gnomów, które stały za elfami zaczęła obrzucać ich strzałkami i pociskami z proc. Reszta poszła do boju z pałkami, krótkimi mieczami i sierpami. Trzy gnolle otoczyły dowódcę wraz z tymi gnomami, które zostały w obozie. Jeden ze zwiadowców zginął od strzałki w gardło. Dwóch pozostałych wystrzelało połowę gnomów, zanim ich dopadły. Jeden otrzymał cios pałką w kolana. Cios był na tyle silny, że połamał zarówno pałkę jak i rzepki obu kolan. Drow się wyłożył i został dobity krótkim mieczem Trid-Wawa. Trzeci elf miał więcej szczęścia. Powalił czwartego gnolla swoim mieczem i z pięciu gnomów. Jeden z gnomów zakopał się w ziemi, reszta co pozostała przegrupowała się, by rzucać w drowa strzałkami i trzymać go na dystans. Zanim schował miecz i wyciągnął łuk, gnom który był zakryty, przekopał się z drugiej strony i przebił serce Mroczniaka.
Na placu boju został tylko dowódca, który zabił dwóch gnolli i z pięciu gnomów, zanim Woltomir postanowił działać. Rzucił czar mgły maskującej, która wszystko zakryła. W jednej chwili wszystko zamarło. Wolt, który widział pole bitwy, powoli sunął na niej, nie wydając żadnego dźwięku.
Dowódca Beritów spanikował i zaczął rzucać się mieczem na wszystkie strony. Wolt kucnął i w odpowiednim momencie wyskoczył z mgły, rzucając się na drowa. Wbił się kłami w jego szyję. Berita trochę się wiercił, ale w końcu z upływu krwi przestał i umarł zamieniając się w sługę Woltomira. „On się jeszcze przyda na resztę drowów”. Po pół godzinie zregeneruje się mu całe ciało. Taki przypływ krwi pomoże nawet na biodro.
Straty były duże. Trzech gnolli i 20 gnomów. Wolt obiecał im wolność, lecz dopóki się nie zregeneruje pozostali muszą odeprzeć następnych zwiadowców. Plan był podobny. Tylko zamiast ogra na tronie zasiadał zmieniony w ghula drow. Następnych pięciu zwiadowców przybyło trochę wcześniej niż zakładał Wolt. Zobaczyli siedzącego ghula-dowódcę i nic nie podejrzewali, gdy gnollle zarżnęli dwóch z nich.
Pierwszy żywy oberwał strzałkami w ramiona, co nieco go spowolniło. Nie mógł strzelać z łuku. Jednemu z gnomów udało się uderzyć go pociskiem w czoło przez co osunął się na ziemię nieprzytomny. Drugiego osaczyło trzech pozostałych gnolli. Drow się nieźle bronił, ale sprytny gnom znowu się przekopał i zadziabał od tyłu. Został tylko jeden. Biodro Wolta zagoiło się, więc doskoczył i skręcił mu kark. Był syty po krwi poprzedniego Berity i nie potrzebował nowego sługi. Strat nie było. Wolt kazał zabić ostatniego ze zwiadowców, spalić skażoną żywność, flaszki zaś z płynem Neko głęboko zakopać w ziemi, a dowódcę-ghula pozbawić głowy. Kazał także im się kierować w kierunku klanu Mrocznych Kruków.
– Jaskiniami dostaniecie się do podmroku. A ja. Ja mam jeszcze parę Beritów do zabicia. Żegnaj Trid-Waw. Może jeszcze się spotkamy w siedzibie klanu. – Powiedział Wolt i skierował się do jaskini, w której trzymali ciało Kirei Neko.
Po kolei usuwał zwiadowców. W końcu natknął się na potężniejszego wroga. Nie zdążył się zatrzymać, gdy jeden z magów-kapłanów puścił w niego kulę ognistą. Musiał skoczyć w górę. Dwóch z nich rzuciło kilka magicznych pocisków. Wolt zmienił się w sześć dużych nietoperzy przez co cel zniknął z toru samonaprowadzających się kul. Po dwa nietoperze zaatakowały pojedynczych magów. Ci co rzucili pociski nie uformowali jeszcze magicznych sztyletów i pierwsi zostali ukąszenie trucizną wampira. Ostatni z magów zdążył rzucić zaklęcie i rozdarł jedno skrzydło Wolta, który stracił kontrolę i uformował ciało. W tym samym momencie został zaatakowany przez maga. Zrobił unik. Nie zdążył. Znowu miał dwie rany. Dwie bezwładne ręce. Nie mógł używać miecza; robił tylko uniki i czekał na stosowną chwilę. W końcu czas zaklęcia Berity się skończył. Wtedy rzucił się na niego i rozszarpał mu gardło. Dwóch zatrutych wyssał i wiedząc, że noc ma się ku końcowi, przyspieszył, by zregenerować się w jaskini.
Gdy nastąpiła następna noc wyszedł z jaskini. Ze zdziwieniem spostrzegł, że został otoczony przez cyganów. Wolt obnażył kły. Wyszła ku niemu starsza kobieta i schyliła głowę. Zdziwiony, że inni także schylili głowy, spytał się.
– Ale o co chodzi?
– Gnomy wszystko nam opowiedziały.
– Jestem zdziwiony, że nie jesteście zamienieni w ghuli.
– Jestem Widzącą, zapomniałeś? Poinformowałam straże miasta Calohim i udaliśmy się w inną stronę. W końcu zawędrowaliśmy tutaj. Cieszę się, że ci się udało.
– A ja cieszę się, że żyjecie, jednak muszę ruszać w drogę, by zdać raport.
– Żegnaj. – Wolt odwzajemnił pożegnanie skinieniem głowy i ruszył do siedziby klanu. Po powrocie zastał koczujących gnomów i gnolli przed twierdzą.
– Xan! Xan! Misja wykonana! Oni są ze mną!
Xan wychyliła się z okna i krzyknęła – Co z tobą?! Czemu ich tu przyprowadziłeś?!
– Nasze jaskinie prowadzą do podmroku! A oni stamtąd pochodzą!
Brama do twierdzy została otwarta, Wolt opowiedział o wszystkim Xan. Okazało się że gnomy i gnolle nie chciały wracać do podmroku. Xan stwierdziła, że mogą zamieszkać w dawnej wiosce Woltomira, którą mają odbudować i przesyłać podatek do twierdzy Kruków.
– Ja zostać z tobą, szuru. Panie. – powiedział Trid-Waw.
– Jak tylko Xan… – nie dokończył, gdy usłyszał jej głos.
– Dobrze, tylko nie daje mu nowego pokoju. Będzie musiał spać z tobą.
– Ja spać na podłodze, szuru.
Po powrocie do izby Wolt położył się na podłodze, a gnomowi kazał spać na kanapie. Gnom się na początku sprzeciwiał, ale satyr powiedział, że jest nieumarły i już nic nie czuje. Natomiast gnom jest żywy i jeżeli chce zostać żywym, nie może się przeziębić. Zasnęli i spali głębokim snem do kolejnej nocy.
1Berit – bóstwo drowów, niektóre mroczne elfy przypisują powrót Baala do powrotu Berita. Bóstwo to było kiedyś drowem, jednak Berit zszedł głębiej niż znajduje się Podmrok i słuch po nim zaginął. Przez co niektóre mroczne elfy zaczęły go czcić.
2Ogry mają wysokość dwóch ludzi, mieszkają na powierzchni, bądź pod nią w jaskiniach.
3Gnolle są zmieszanym podgatunkiem składającym się z genów ludzkich i psich. Ciało mają ludzkie, a pyski psie.

Dymowi ludzie

ROZDZIAŁ 9 Dymowi ludzie
Agrisho
Dzisiaj Agrisho napadł na wioskę Quarham, aby zaspokoić swój głód ludzkich mózgów, co zdarza się raz na rok albo wtedy, gdy nekromanta potrzebował więcej siły na walkę. Tak mały głód mówi, jak bardzo specyficznym nieumarłym jest Agrisho. Nie przeżywa codziennie tego typowego dla zombie głodu. Jednak zdarza się to, więc musiał ukrócić życia kilku rodzinom wieśniaków. Uśmiercenie ich nie było niczym specjalnym, nawet nie stawiali szczególnego oporu. No może rolnicy próbowali pogonić go widłami, ale to był najgorszy pomysł ich w życiu. Mogli znaleźć jakąś króliczą norkę na swoich polach uprawnych i tam się schować.
Sterroryzował największy budynek w wiosce, czyli mały ratusz. Wszedł do biura burmistrza jakby nigdy nic, a on z przerażeniem w oczach próbował pogonić go łosim łbem (naścienną ozdobą, to nie był żaden psychopata ścinający głowy zwierzętom, a szkoda). Miał za biurkiem duże, eleganckie okno zajmujące całą długość tylnej ściany. Pchnął go na to okno, a on je rozbił i spadł na płot otaczający ratusz. Oderwał mu głowę i pożywił się tym, co miał w czaszce.
Zajadając się, patrzył na pola uprawne za tylnym płotem, na który wylądował burmistrz wioski. Zobaczył coś interesującego, ale nie był to Baal Hanan, który zresztą uciekł i nikt w klanie nie miał pojęcia gdzie, tylko dymowi ludzie. Postanowił, że odpocznie od terroryzowania niewinnych ludzi i zobaczy, czego szuka tu dymowa armia. Wszedł na pola uprawne przedzierając się przez wszelakie rośliny, ale w końcu dogonił dymowych.
Odwrócili się w jego stronę i zbadali dymowymi oczyma od stóp do głowy. Odezwał się największy piskliwym głosem.
Anioł okiełznał śmierć i życie
Próbuje znaleźć się na szczycie
Plan już ma, plan już wykonuje
Z nieszczęścia innych się raduje
Kroki swe do serca kieruje
Przebić je chce, czy uda mu się ta sztuka?
Korona już się pilnuje
I mężnych obrońców szuka
Przed laty wielu straciło życie
Wszyscy się go bali
Wiedzieli, że ON był tego przyczyną
Z nieszczęścia płakali
Przegrał, klęskę poniósł, zezłoszczony
Na śmierć go skazali
Nie chciał widzieć już Korony,
zemsty pożądał cały.
Nie zrozumiał nic z tego bełkotu, mimo, że podobały mu się te rymy. Zapamiętał całą wiadomość jaką przekazali, żeby opowiedzieć później o tym dowódczyniom, a przynajmniej Xan, bo Naamah była nieobecna, a w razie konieczności spytać Warsa, speca od rymowanych zagadek.
Zanim zdążył się zorientować, dymowi ludzie zniknęli. Sam fakt, że przekazali mu jakąkolwiek wiadomość, która nie jest typu „My wraz z Baalem Hananem was zniszczymy”, znaczyło, że nie byli źle nastawieni, co było zdumiewające.
Wrócił do twierdzy klanowej w chwale i udał się do komnaty Xan. Czuł się wtedy podekscytowany przed powtórzeniem wiadomości, ale z drugiej strony bał się tego, co z tego rymowanego bełkotu może wyniknąć. Otworzył drzwi do komnaty Xan, która czytała dotychczasowe wpisy w kronice, sprawdzając również wszystkie informacje na temat Baala w jakichś księgach i notatkach. Usiadł na fotelu i bezbłędnie wypowiedział cały wierszyk. Xan przepisała wiersz i rzekła
– Przepraszam, Agrisho, muszę podumać nad sensem tego, musisz wyjść, okej?
– Nie no, jasne.
Wstał z wygodnego fotela i grzecznie wyszedł z komnaty, kulturalnie zamykając drzwi. Czekał na wynik odczytania tekstu. Stał tam około piętnastu minut i wciąż nie zanosiło się na ponowne zaproszenie do środka. Bał się zapukać, więc tego nie robił. Nagle usłyszał głos Xan i odgłosy kruka co znaczyło, że dostała jakąś kruczą wiadomość.
– Jest odpowiedź! – wrzasnęła i wypowiedziała następnie na głos jakiś tekst, sądził, że było to przetłumaczenie wiersza.
– Anioł, który doświadczył zarówno życie, jak i śmierć. Próbuje wejść na szczyt, rozsławić się. Wymyślił już plan jak to zrobić i właśnie go wykonuje. Cieszy się z nieszczęść innych. Sądząc po reszcie wiersza istnieje przypuszczenie, że serce to Runam i że chce je wkrótce zaatakować. Korona, w tym przypadku król Runam, wie już o tym i przygotowuje się, najmując również jak najwięcej strażników.
„Przed laty wielu straciło życie” – chodzi oczywiście o Masakrę Baala Hanana. Cały wiersz zresztą jest o nim.
„Wszyscy się go bali” – ludzie po masakrze byli przestraszeni pomimo, że listy gończe odniosły sukces.
„Wiedzieli, że ON był tego przyczyną” – Tak, wszyscy wiedzieli, że Baal jest winowajcą, sam zresztą to ogłosił.
„Z nieszczęścia płakali” – członkowie rodzin zamordowanych odnieśli wtedy żałoby, wielu ludzi było skrzywdzonych stratą bliskich.
„Przegrał, klęskę poniósł, zezłoszczony” – Król wywieszając listy gończe trafił w dziesiątkę, bo wkrótce poinformowani bohaterowie Anwaru schwytali Baala, który poniósł klęskę i mimo, że był zły na siebie i listy, zaakceptował to.
„Na śmierć go skazali” – Jego wyrokiem za masakrę rzeczywiście była śmierć. Egzekucję poprowadzili członkowie klanu Sword Art.
„Nie chciał widzieć już Korony” – był przeogromnie wściekły na króla i jego udany pomysł, chciał go udusić bardziej niż w ogóle go znać.
„zemsty pożądał cały” – chciał zemsty za porażkę, czuł, że uda mu się zemścić i to wtedy wielu nazwało go świrem.
Jednym słowem, wiersz to opis smutnego wydarzenia z historii Runam i o tym, że winowajca powrócił, aby się zemścić i zrobić jeszcze większą masakrę. Dziękuję, że poleciłaś mi przetłumaczenie tego, wciąż nie wiem jak udało mi się to napisać w ciągu piętnastu minut. Z poważaniem, Lord Wars.
Xan otworzyła drzwi, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, rzekł:
– Już wiem, Xan.
Dowódczyni trochę się zawiodła, że podsłuchiwał, ale w końcu i tak uświadomiła sobie, że gdybym tego nie robił, musiałaby wszystko wyjaśniać.
Dodała:
– Uchrońmy to „serce” jak swoje własne!
Przytaknął i z radością dodał:
– Tak jest!

Obóz cyganów

ROZDZIAŁ 8 Obóz cyganów
Woltomir

Gdy satyr obudził się, słońce zapadało za horyzont. „Muszę szczegółowo poinformować Xan o tym co mi się przydarzyło.” Pomyślał i udał się do jej komnaty.
Po udzieleniu informacji Xan, kazała mu sprawdzić źródło stwarzania ghuli, zaś Fox miała do jego powrotu pilnować przejścia w lochach prowadzących do jaskiń klanu.
Udał się do miasta o nazwie Calohim co znaczy Zew Aniołów , położonego jakieś pięć kilometrów od siedziby klanu.
W nocy Woltomir dzięki daru Neko mógł poruszać się znacznie szybciej, więc 5 kilometrów nie sprawiło mu żadnego problemu. Będąc wampirem miał też pewne ograniczenia. Nie mógł wchodzić do domów nie zaproszony. Poszukał ofiar wśród żebraków, nędzników i cyganów.
Pod murami miasta natknął się na tabor cyganów. Niestety trzymali wartę. Woltomir użył usypiającej mgły. Cyganie padali jeden po drugim. Podpłynął na mgle do jednego z nich i wgryzł się w szyję. Na nieszczęście okazało się, że jedna cyganka widziała co robił. Zanim zaczęła krzyczeć wampir doskoczył do niej i zatkał jej usta dłonią.
– Cicho dziecko, nie chcemy by ktoś nas usłyszał, prawda? Może ci się wydawać, że jestem potworem, ale ofiara jest potrzebna, żeby uratować świat przed nieumarłymi, którzy są gorsi niż ja.
Nie wiedząc jak zareaguje, przeniósł ją w bezpieczny zakątek, dość daleko od taboru, by nikt jej nie usłyszał, gdyby zaczęła krzyczeć. O dziwo cyganka nie podniosła wrzawy.
– Nasza Widząca przewidziała pojawienie się wampira. Proszę tylko mnie nie zmieniaj.
– Nie zmienię. Nie można uszczęśliwiać na siłę. Opowiedz co mówiła wasza Widząca.
– Mówiła wierszem i mało kto zrozumiał. Dla tego ludzie z taboru podwoili straże, co na nic jak widać się nie zdało. Brzmiało to tak:

Jednooki anioł co ma w sercu lód
Chce zniewolić ludzki ród
Miesza ciało wraz z krwią
A dziwne dziwy na przekór prą

Dymni ludzie, odwrócony ptak
Cierpiący ożywieńcy, cieliste golemy
To zapowiedź dumnych walk
Ale tylko my Kruki o tym wiemy

Wampir zginął, wampir ożył
Ku ukochanej ratunek śle
Byle tylko zdążył
Inaczej to skończy się źle.

– Widząca kazała mi to dać osobie, która do nas miała zawitać w tę noc, czyli tobie.
– Co to jest?
– Woda święcona. Powiedziała, że gdy nastanie czas będziesz wiedział co z tym zrobić.
– A ty? Kim ty w ogóle jesteś?
– Jestem Dzieckiem Czasu – kiedyś będę nową Widzącą. A teraz idź masz misje do wykonania, a zostało ci mało czasu. – Cyganka zapłakała. „Dlaczego ona płacze?” spytał siebie wampir.
Woltomir przypomniał sobie o rodzimej wiosce. By dostać się do wioski, oddalonej o dziesięć kilometrów będzie potrzebował pół godziny. Reszta czasu na poszukiwanie źródła i ewentualne schronienie przed słońcem. „No to do roboty”. Jak pomyślał tak zrobił.
Kozioł poruszał się bardzo szybko nie tylko dla tego, że był wampirem. Za młodu zmuszano go do ciężkich prac w Etince i wyrobił sobie siłę, by móc sprostać nietypowym zadaniom jak bronowanie gleby, czy kręcenie młynem za pomocą belki.
Zatrzymał się. Domy stały nietknięte, za to nie było żywego ducha. „Przynajmniej mam gdzie się skryć”. Gdy był niewolnikiem chłopów, stodoła była jego domem.
Zaczął szukać śladów. Jedne prowadziły w stronę jaskiń. Natomiast nie było żadnych śladów walki. Jedyne co go zaciekawiło, było to że stały nakryte stoły, na których były różne mięsne potrawy. Zaczynając od pierogów z mięsem do schabowych, żeberek, kurcząt i królików. Satyr zwymiotował. A raczej były to wymiotne spazmy, bo wampiry nie jedzą. „Czy to wszystko ma w sobie części Neko?” Znowu spazmy. „Uspokój się, musi być jakieś logiczne wyjaśnienie.”
Wampir dodał do zwykłej infrawizji wzrok wampira. Zaświeciły mu się oczy, a jego rogówka zmieniła kształt na podłużne kocie oczy. Oprócz stóp ludzi były też małe ślady. „To gnomy.” Zobaczył też wóz, z których ich małe stópki przyszły i spotkały się z ludzkimi. Ślady wozu prowadziły do następnej wsi, lecz to były ślady wychodzące z Etinki.
Woltomir ruszył za śladami przychodzącymi, do źródła, zgodnie z wytycznymi Xan. Po pół godzinie dotarł do następnej wsi. Krajobraz ten sam, zaś ludzie wyruszyli w kierunku Calohim. Raczej powlekli. I nie ludzie, tylko ghule. „Mam za mało czasu, żeby wrócić do Calohim i uratować cyganów.” Przypomniały mu się łzy cyganki. „Wiedziała”.
Koła wozu prowadziły do innej wsi. Tam wieśniaków wymordowano i zabrano cały dobytek. „To te gnomy”. Woltomir spojrzał na niebo. „Jeszcze piętnaście minut i będzie wschód słońca” Na szczęście ślady prowadziły do małej jaskini za cmentarzem wioski. Jako, że nie miała drzwi wampir mógł wejść bez problemu.
Jednak wampir nie był do końca zadowolony. Ślady karzełków mieszały się z stopami większymi. O trzy razy większymi od stóp ludzkich. Koziołek wyjął miecz i przygotował zęby. Szybko wszedł do jaskini i to był błąd. Zapomniał wyłączyć wzrok wampira i został oślepiony przez ognisko. Wyłączył wzrok wampira i w tym samym czasie udało mu się uniknąć maczugi ogra.
Na nieszczęście było tam również kilka gnomów. Najpierw oberwał talerzem w głowę, później pałką po nogach. Złożył się na kolana. Tylko refleksem, który ostatnio posiadł schylił głowę przed następnym ciosem maczugi. Przeturlał się w kierunku ogra i ciął ścięgna ud. Dzięki wampirzej sile udało mu się go trochę uszkodzić. Ogr zawył z bólu.
Satyr dostał pałką w głowę. Obrócił się i rozszarpał zębami szyję gnoma. Drugi gnom został opryskany krwią i spanikował uciekając z jaskini. Trzeci gnom posiadający krótki nóż i trochę więcej odwagi, wbił mu go w bok. Na szczęście chybił, bo mierzył w serce.
Ogr z wysiłkiem wstał i znowu się zamachnął maczugą. Rany ud spowodowały, że stracił równowagę. Wampir posłał mu także magicznego gargarina, by błędnik ogra trochę ucierpiał.
Podczas gdy ogr chwiał się myląc podłogę z sufitem, wampir wbił się zębami w szyję ostatniego gnoma i wypił mu całą krew, niestety gorszego gatunku niż krew Fox. Ale przynajmniej miał dzięki temu siłę, żeby wykończyć ogra. Ogr zginął od pchnięcia mieczem.            Teraz dopiero Woltomir zauważył dziwną aparaturę i Neko umieszczoną w zbiorniku z lepką mazią. Żyłki aparatury były wtłoczone do ciała Kirei i miały odpływ w innym zbiorniku. Wolt zniszczył zbiornik i aparaturę, wyciągnął żyłki z ciała Neko i głośno zapłakał.     Obnażona Kirei wyglądała pięknie nawet po śmierci. Przypomniał sobie o wodzie święconej. Musiał zniszczyć zwłoki. Polał ciało świętą wodą, i patrzył jak ostatnie wspomnienia o wampirzycy ulatują z dymem. Satyr skrył się we wnęce jaskini i czekał na następną noc.

Wieści

ROZDZIAŁ 7 Wieści
Naamah

Naamah lecąc, zauważyła ognisko. Zaciekawiona obniżyła lot, aby przyjrzeć się istotom zebranym wokół niego. Okazali się zaprzyjaźnionymi z nią centaurami. Postanowiła przerwać podróż i chwilę z nimi porozmawiać.
Wylądowała idealnie pionowo, tuż przy ich dowódcy, Chironie.
– Witaj stary druhu – powiedziała i lekko skinęła głową – co się stało, że opuściliście las i przebywacie w Thor?
– Och, witaj Upadła. W lesie nie jest już bezpiecznie. Pełno tam sług śmierci: zombich, ghulów i dymowych ludzi – odpowiedział Chiron – Musieliśmy uciekać, jesteśmy za słabi na to, aby wyprzeć ich z naszych ziem.
– Wiesz, kto je tam przyprowadził? Nasz kochany znajomy, Baal Hanan.
– Niemożliwe. Przecież on nie żyje. – zdziwił się Chiron.
– Zdarzył się wypadek. Został uwolniony z krypty.
– Wiesz co planuje? – dopytywał centaur.
– Jeszcze nie. Na razie podpala okoliczne klany. Chociaż mówił coś o zemście… O co może mu chodzić? – zapytała Naamah.
– Prawdopodobnie o króla Runam, który wysłał za nim list gończy, przez co później go złapano i zabito.
– Sprawa jest poważniejsza niż myślałam.. Pomożecie klanowi Mrocznych Kruków, w zamian za wypędzenie potworów z waszego lasu?
– Oczywiście, to dobra oferta.
– W takim razie zawiadomię klanowiczy o misji. Żegnajcie.
– Żegnaj Upadła.
Ukłoniła się lekko i odleciała. Skierowała się ku najbliższemu miastu, gdzie kupiła za kilka złotych monet pergamin, pióro i atrament i wysłała list o takiej treści do Xan:

„List może zostać przechwycony, więc napiszę szyfrem. Wiesz, jaki jest jego klucz.
Moov zazp wombl nvtco! Rnqudvfiod cy.”

Wypowiedziała magiczne słowa i list został uniesiony przez powietrze. Nie był to standardowy sposób komunikacji, ale to była poważna sprawa.
Gdy już to zrobiła, kontynuowała podróż na Pustynię Skel.

Zwycięska obrona

ROZDZIAŁ 6 Zwycięska obrona
Agrisho
Powoli zbliżał się ranek. Agrisho nie mógł zmrużyć oka przez całą noc. Zbierał drużynę nieumarłych, aby pomogli mu w gaszeniu następnych siedzib klanowych. „Najlepiej zwalczać ogień ogniem, nie ma innego wyboru”. Pomyślał.
Zebrawszy drużynę, ruszył na cmentarz Kruczych Wojowników, aby przejrzeć plany Baala. Zostawił swoich nieumarłych braci koło bramy i pchnął ją. Straszliwie pisnęła, ale szczęśliwie nikt tego nie usłyszał. Skradał się między grobami, aż w końcu doszedł do krypty, w której słychać było dziwne głosy. Przekradł się do otwartych wrót krypty i zajrzał do środka, nie wychylając się zbytnio.
– Panie, nasze próby podpalenia fortec klanowych zakończyły się pomyślnie.
– Raduje mnie ta nowina, albowiem to cios dla naszych arcywrogów.
Oczywiście, klany które zostały podpalone, nie były dla nas wrogie, a my nie byliśmy wrodzy do nich. Cała ta akcja to paranoja Baala, która udzielała się mu również za życia.
– Jakie fortece podpalić teraz?
– Ambigous i Piwoszy. Nie podobają się mi ich spojrzenia.
– Jasne, panie.
Gdy banda ożywieńców miała zamiar wyjść z krypty, Agrisho szybko zareagował i schował się za kolumną. Podjął próbę unicestwienia nieumarłych. Użył swojego magicznego kostura i powalił ich kulą ognia. Z dziesięciu udało mu się powalić jedynie czterech. Niestety skończyła mu się mana, a Baal, który usłyszał zgiełk wśród swojej armii, wyleciał z krypty.
– TO TY, ŚMIERTELNIKU! WYNOŚ SIĘ STĄD NATYCHMIAST!
– Dobrze, zrozumiałem!
Baal widocznie zdenerwował się po usłyszeniu tego żarciku. Agrisho próbował uciec, ale duch rzucił na niego zaklęcie paraliżu. Padł jak mucha i nie mógł się ruszyć. Patrzył bezwiednie jak ożywieńcy i Baal uciekają. Wtedy pomyślał sobie „gdzie moi nieumarli towarzysze?”, a oni jak na zawołanie przyszli. Najwidoczniej Baal ich nie zauważył. I dobrze, bo to się mogło skończyć tragicznie. Wyglądało to dosyć zabawnie, gdy szkielety niosły go z powrotem do twierdzy klanowej. Po godzinie żmudnej wędrówki w końcu wrócili. Szkielety przyprowadziły Xan, która zdjęła z niego zaklęcie paraliżu.
– Dziękuję, Xan.
– Jasne. Mam dla Ciebie misję.
– Hm?
– Wiem, że byłeś na cmentarzu, aby przejrzeć plany Baala odnośnie sabotażu innych klanów. Masz ochronić te klany. Oczywiście wesprę cię i dam do twojej drużyny żywiołaka wody, którego wyczarowali magowie urzędujący wiecznie w naszej bibliotece.
– Dobrze, zrobię to.
Położył się spać i o dziwo zasnął. Obudził się… kilka minut później. Całkowicie wypoczęty. Natychmiast przygotował drużynę. Wyruszyli do klanu Ambigous. Nie minęło wiele czasu, zanim wędrówka się zakończyła. Całe szczęście, że się nie spóźnili. Opowiedział strażnikom co się stało i że przybył ochraniać. Przed oblicze Agrisho stanął starzec, podobno wielki plotkarz.
– Wiemy, że wasz nieumarły dowódca szaleje niszcząc inne klany…Co to za cud, że przybyliście nas bronić? Zdradzacie własnego dowódcę?
–  Przecież to duch, który postradał zmysły. Nie jest już naszym dowódcą, więc możemy robić mu na przekór.
– Jesteście zdrajcami i boicie się do tego przyznać? Słabiutko.
Kłótnia trwała dosyć długo, w końcu Agrisho poddał się i oddalił od starca wraz drużyną.
Wtem setki płonących strzał przeleciały nad murami, podpalając to co trafiły. Dowódca, Pele, zarządził alarm. Wkrótce jednak wszystko zapłonęło i Pele postarał się o jak najszybszy odwrót. Wtedy żywiołak wody włączył się do akcji, opryskując płonące domy.
– Żywiołaku…Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale zostań tu i gaś, my ruszamy zapolować na piromanów!
Z całkiem dużą grupą szkieletów wyruszyli na obrzeża fortecy. Były tam opuszczone pola uprawne i właśnie tam gromadziła się armia szkieletów-łuczników, którzy strzelali płonącymi strzałami.
Grupa Agrisho wdała się w ostrą bójkę. Zginęli wszyscy jego towarzysze. Został on sam. U przeciwnika nie było lepiej. Większość łuczników rozleciała się, a reszta utraciła  morale i uciekła. Zombie, czyli gwardia strażnicza Baala, przeżyła i jako jedyna stawiała mu jeszcze opór. Tak, jako jedyna. Sam Baal uciekł zezłoszczony. Wrzeszczał, że jeszcze został klan Piwoszy, ale i to Agrisho przewidział i miał pod kontrolą. Wrócił do fortecy Ambigous. Żywiołak dał radę wszystko zgasić. Dostał podziękowania od Pelego i sam podziękował za to, że nie zabili ich od razu ze względu na plotki. Napisał list do Xan, aby wysłała co najmniej dwadzieścia szkieletów do fortecy Piwoszy. On sam wraz z żywiołakiem ruszył skrótem przez pola uprawne, a gwiazdy im towarzyszyły.
Dotarli na miejsce. Szkielety już czekały pod bramą i zdążyły swoim szczebiotem wyjaśnić całą sytuację. I tutaj dowódca nie zważał na plotki i nie zabił ich. Dotarli prędzej od umarlaków Hanana, ale to zrozumiałe, skoro wybił mu całą gwardię.
Przybyły nie dawno Hanan, ponownie zaatakował płonącymi strzałami. Plan był identyczny – żywiołak gasi, Agrisho walczy. Jednak była malutka różnica, przez co Hanan miał lekką przewagę. Tym razem zamiast ożywieńców, wziął czarnych rycerzy jako gwardię strażniczą. Agrisho nie miał z nimi szans, więc zadziałał sposobem: wysłał szkielet, aby sprowokował ich do pościgu. Szkielet szybko wrócił pod bramę, gdzie z pomocą Piwoszy pokonał zezłoszczonych rycerzy. Dla łuczników była to tylko kwestia czasu.
Rozzłoszczony Baal uciekł szybko, zostawiając za sobą list: „Ruszam do Runam. Tam mnie nie powstrzyma żadna siła. Tym razem zawiodłem i przyznaję się do tego; niezbyt obmyśliłem plan walki z tobą, bo plan którego używałem wcześniej, mnie nie zawiódł. Masz szczęście, ale już go nie będziesz miał. Żegnam”
Agrisho wrócił do twierdzy klanowej i pokazał list Xan.
– Król Runam jest w niebezpieczeństwie! – stwierdziła Xan. – Musimy coś z tym zrobić!
Będąc pewnym siebie, odpowiedział.
-Nie uda mu się.

Antysakrament

ROZDZIAŁ 5 Antysakrament
Woltomir

Woltomir, pół drow1, pół satyr, błąkał się po najgłębszych jaskiniach klanu Mrocznych Kruków. Czuł się przybity po odejściu Kirei Neko, jego ulubionej wampirzycy.
Nie mógł znieść, że już nigdy się z nią nie zobaczy, więc postanowił zaszyć się w najgłębszej z tych jaskiń i nie pokazywać się więcej wśród współklanowiczów. Miał w oczach infrawizję po matce drowce i doskonale widział w ciemnościach.
Zaszedł dzięki temu bardzo daleko w tych niekończących się korytarzach. Po około dwóch kilometrach usłyszał dziwne głosy dochodzące z następnego korytarza za rogiem. Chociaż nie widział żadnego ognia, głosy stawały się coraz bardziej wyraźne. Te nieartykułowane dźwięki przestraszyły satyra, ale że nie miał nic do stracenia, po stracie Neko, zaczaił się we wnęce po lewej stronie od przejścia korytarza.
„To dobrze, że wziąłem swój ulubiony miecz” – pomyślał sobie i jak tylko pierwsze monstrum się zbliżyło, wyskoczył z wnęki i odrąbał mu głowę. Ze zdziwieniem stwierdził, że to była głowa znienawidzonego przez niego chłopaka z jego rodzimej wioski. Jednak głowa jak i ciało było bardzo zniekształcone. Skóra odpadła prawie w całości, ciało było pokryte dziwnymi bliznami, a na mięsie, które zostało, były wypalone dziwne znaki, tak jakby pikujący w dół ptak.
Nie miał czasu się bliżej przyjrzeć, bo zaatakował go kowal i jego terminatorzy. Machał mieczem prześladowców, ale to nic nie dawało. To były ghule. Zaskoczony Woltomir oberwał w lewą rękę pazurami. Rana nie była głęboka, ani za bardzo nie bolała, ale skażenie wdarło się do obiegu. „Psiakrew muszę ich załatwić, to plugastwo, bo zaatakują twierdzę od tyłu. No i w końcu zemszczę się za to, co ci ludzie mi zrobili w dzieciństwie. Chociaż ich los jest i tak nieszczęsny”
– Do walki! – Krzyknął i zaczął walkę. Obrót, unik, ścięcie, obrót, unik, ścięcie. Posoka brudnej krwi lała się ze ściętych głów, ochlapując coraz to słabszego satyra. Ostatnimi wrogami były dzieci, których satyr nawet nie znał. Wszyscy mieli pikujące ptaki na swoich ciałach. Satyr w końcu się zorientował, że to były odwrócone kruki klanu Mrocznych Kruków. Pokonując ostatniego wroga nieumarłych z wioski, Woltomir legł bezwładnie na ziemię.
Gdy zasnął, przyśnił mu się bardzo dziwny sen. W tym śnie słyszał śmiech ukochanej wampirzycy oraz czuł na swojej szyi podmuch zimnego wiatru. Gdy otworzył oczy, zobaczył mgłę i był pewny, że ta mgła nie była zwyczajną mgłą. Była to wampiryczna mgła, która należała do Kirei Neko. Zaczęła do niego mówić sycząc jak wiatr:
– Pooooomoooogę cśśśśiiiiii wydostaćććććć ssssssssięęę stąd. Aaaaaleee naaaajpierw wiedz, że Baaaaaal Haaaaaanaaaaaaan wyyyykorzyyyyystał mooooooje ciałooooo, byyyyy stworzyććććććć teeeeen nieumarły poooomiooooot. Jeśśśśli śśśśię nie zmieniszszszsz w taaaaaaką jaaaaaaak jaaaaa kieeeeedyśśśśś byyyyyłaaaaam staaaaaanieeeeesz śśśśśię słuuuuugą Baaaaaala Haaaanaaaana. Przyyyyjmij mooooje błogosławieńńńńssstwo.
Satyr niewiele się zastanawiał. W końcu dziedziczyć po ukochanej osobie dar wampiryzmu to przywilej, na który mało koziołków może sobie pozwolić. Neko wgryzła się w szyję satyra, pomieszała krew z mgłą i podała tą mieszankę koziołkowi. Satyr zaczął się zmieniać. Towarzyszyło temu wielki ból i drgawki, po których satyr stracił przytomność. Woltomir błąkał się długi czas po jaskiniach, nie mogąc znaleźć wyjścia. Pił krew małych zwierząt, by nie zamienić się w ghula. Gdy wrócił do siedziby klanu z trudem otworzył drzwi, poprosił Fox o trochę świeżej krwi i legł z wyczerpania. Ta widząc przemianę w duszy i ciele satyra – wampira pozwoliła się ukąsić i wyssać trochę swojej krwi. Xan zastała ich przy bramie i spytała satyra, który już powoli do siebie dochodził:
– Co się stało?
– Baal Hanan… tworzy armię… Kirei Neko… ghule. – Zasnął.
1Drowy to mroczne elfy, które mieszkają pod ziemią w krainie zwanej Podmrokiem.

Wyprawa

ROZDZIAŁ 4 Wyprawa
Naamah

Zmęczona po wyprawie Naamah, odpoczywała we własnej komnacie. Dręczyły ją koszmary poprzedniej nocy. Cały dzień nie wychodziła z pokoju. Nie miała ochoty.
„Baal. Znałam go. Jeszcze zanim spadłam. Był dla mnie kimś w rodzaju przewodnika. Nauczył mnie pewnych wartości: honoru, dumy czy nawet odwagi. Szkolił mnie również w walce wręcz. Jednak… Zmienił się. Miał wtedy chyba jakieś 800 lat, jednak wyglądał na młodzieńca. Stał się zły. Opuścił wtedy Raj i założył Mroczne Kruki w Głębi. Zaczął się starzeć jak człowiek. Miał nadzieję, że to nie nastąpi. Starał powstrzymać się ten proces. Mordowaniem. Przez to król Runam wydał na niego list gończy.”
Zasnęła. Nie był to zdrowy sen. Budziła się co parę minut. W końcu wstała i rozprostowała kości.
Zeszła po schodach, bo nie lubi latać po zamku. Często o coś zahaczała, no i trzeba było później zbierać pióra. Trafiła na kolację. Przywitała się z obecnymi i dosiadła się. Nie miała zamiaru jeść, lecz musiała pobyć z kimś innym niż z samą sobą.
Wtedy do komnaty jak oparzony wbiegł Agrisho. Usiadł obok Xan zaczął mówić, czego był świadkiem. Na końcu dodał, że zbliża się apokalipsa.
– Xan, poinformuj wszystkich o sytuacji, a ja. Ja mam coś do załatwienia. Wyślij zwiadowców do okolicznych klanów. W razie kolejnych pożarów niech nasi klanowicze pomogą gasić.
Naamah rozwinęła skrzydła, lecz tym razem nie martwiła się o pióra. Poleciała szybko do swojej komnaty.
„Gdzie ten przeklęty klucz. Ten ukryty przedmiot jest mi natychmiast potrzebny. To ciężki czas. Uwolniony i niekontrolowany Baal Hanan daje się we wznaki. O co mu chodzi? Dlaczego. ”
– Naami? – Fox wyrwała ją z zamyślenia.
– Ouch, co znowu?
– Doszły kolejne informacje. Forteca AVT została podpalona. Spłonęła doszczętnie. Nikt nie zginął – powiedziała Fox – Zauważono również dym przemieszczający się ku zamkowi Bractwa Wysłanników Żywiołów.
– Dziękuję za informacje. Powiedz wszystkim, gdzie mają się udać. Wyjdź, proszę. Biegnij!
Anielica szybko wyszła. W tym samym momencie znalazła klucz. Stary, miedziany klucz. Schowała go do sakwy i wyleciała przez okno. Skierowała się ku Pustyni Skel.

Pierwsze ataki

ROZDZIAŁ 3 Pierwsze ataki
Agrisho

Agrisho nie zmrużył dziś oka. Wciąż zastanawiał się, co jeszcze może wyczynić ten potwór. Ten przeźroczysty potwór!
Wstał z łóżka i opuściwszy twierdzę klanową, wybrał się na odświeżający spacer. Szedł lasem, spoglądając na drzewa. Ich piękne korony sprawiły, że idąc, zamyślił się. Myśląc o najnowszym problemie klanowym, o powstaniu zmarłych, szedł, ślepo gapiąc się na korony drzew, które mijał. Spacerował godzinę, nawet nie wiedząc, gdzie idzie.
Wreszcie, gdy odzyskał świadomość, wspiął się na wzgórze i zobaczył mury fortecy klanu White Angel. Światła się świeciły, ale było cicho. Podejrzanie cicho. Bojąc się wejść bramą główną, wspiął się na mur, po czym zeskoczył do środka.
Zdumiony spostrzegł, że wnętrze fortecy stało w płomieniach. Wszyscy najwyraźniej zdążyli uciec. Dym wspinał się wysoko ku niebu, kształtując wizerunki dawnych Kruczych Wojowników. „Dymowi” ludzie spoglądali na niego z niedowierzaniem. Oglądał walące się domy i stanął przed wrotami ceglanej twierdzy klanu Białego Anioła. Nie wszedł – spadł na kolana i klęcząc zastanawiał się, co to wszystko miało znaczyć. Kilka sekund potem, poczuł zimno na karku. Wstał i odwrócił się. Zobaczył mężczyznę zrobionego z kamienia, który przykładał do niego kamienną szablę, która była źródłem zimna.
– Kim jesteś? – zapytał kamienny patrząc na niego złowrogo.
– Jestem Agrisho – odrzekł, spoglądając mu w kamienne oczy. Nie zanosiło się na to, aby w końcu schował szablę. Patrzył na Agrisho złowrogo, ten zaś czuł, że golem chce go zabić.
– Jesteś z klanu Harap Serapel. Co robisz w fortecy cudzego klanu? – zapytał i wciąż nie zrzucał z niego nieprzyjacielskiego wzroku.
– Przestraszyłem się widząc płomienie i wszedłem – skłamał nekromanta. Prawdą było przecież to, że zaniepokoiła go zabójcza cisza, którą rzadko słychać w okolicy murów tego klanu.
Kamienny, żółty mężczyzna schował szablę. Wciąż oglądał Agrisho, ale teraz na jego twarzy widoczny był tylko grymas. Zniżył głowę i zaczął przyglądać się ziemi.
– Jestem golemem. Zostałem stworzony przez członków klanu White Angel. Miałem chronić całą fortecę przed niebezpieczeństwem. Zawiodłem. Pożar powstał przez niego. Nie mogłem go ugasić, a klanowicze uciekli w panice…Jestem beznadziejnym strażnikiem.
Zrobiło mi się go żal, jednak nie mogłem mu pomóc. Złapałem go za ramię i właśnie przypomniało mi się, że powiedział „Pożar powstał przez niego…”. Natychmiast zapytałem:
– „Przez NIEGO”? Kim jest ON? – Golem podniósł głowę i wskazał na dymowych ludzi.
– Wyglądał tak samo jak oni, tylko że nie był zrobiony z dymu…Był przeźroczysty i miał piskliwy głos…Był duchem.
Agrisho domyślił się o kogo chodzi. Chodziło o Baala Hanana.
Poprzysiągł sobie w środku, że zniszczy tego upiora. Postanowił wrócić do twierdzy Mrocznych Kruków i opowiedzieć o wszystkim Naamah, która najwyraźniej mocno zainteresowała się duchem. Golem odprowadził go do bramy, gdzie zauważyli dwóch innych golemów – jeden był fioletowy, drugi zielony.
– Jestem golemem Bractwa Cienia i Mroku – odezwał się fioletowy.
– Ja z klanu Shimigami – wrzasnął zielony.
Opowiedzieli, że nieumarli spalili ich fortece klanowe, a członkowie musieli uciekać. Agrisho wysłuchał ich, po czym udał się do swojej twierdzy klanowej. Przebiegł prędko dwa piętra i bez słowa wbiegł do jadalni, gdzie Naamah, Xan, Lord Wars i Sykus jedli kolację. Reszcie podobno nie chciało się jeść. Przysiadł do stołu i opowiedział wszystko co się stało.
– Nasze relacje z innymi klanami mogą więc być pogorszone, bo oni znają Baala Hanana i wiedzą, że to on zbudował Mroczne Kruki. Będą źli, musimy to jakoś uspokoić – dodał na końcu monologu.
– Armie nieumarłych, duch który pogarsza relacje z innymi klanami…Co będzie następne? – zmartwiła się Mistrzyni Xan.
Z całkowicie poważną miną Agrisho powiedział:
– Apokalipsa.

Proipo - platforma dla artystów i ezoteryków

 Zapraszam na proipo.pl  Platforma artystyczna Proipo zajmować się będzie promowaniem artystów i sztuki. Muzyki, malarstwa w tym grafiki i s...